Czy wiesz jaka jest historia polskiego złotnictwa?

 

Umiejętność wytwarzania wyrobów ze złota, srebra i szlachetnych kamieni znana była ludzkości od bardzo dawnych czasów. Wyroby te służyły jako ozdoba, podkreślająca urodę kobiet i dostojeństwo mężów. Przydawały blasku władzy i miejscom kultu. Stanowiły signum zamożności i atrybut potęgi.

Sztuka złotnicza na ziemiach słowiańskich ma swoje odległe tradycje. Datowane na wiek VII—XI wykopaliska z dorzecza Odry i Wisły ujawniły wiele jej dzieł. Są to przede wszystkim paciorki ze srebra lub złotej blaszki, przepięknie zdobione naszyjniki i bransolety, pasy i broń zdobiona techniką złotniczą. W ostatnich latach szczególne bogactwo wyrobów złotniczych przyniosły też odkrycia archeologiczne na terytorium byłej Czechosłowacji. Poziom artystyczny wszystkich tych znalezisk oceniany jest bardzo wysoko.

Gal Anonim o bogactwie i wyrobach

Także najdawniejsze zapiski historyczne wspominają o zadziwiającym bogactwie i pięknie ówczesnych wyrobów ze złota i srebra, w jakie zasobne były dwory i klasztory na ziemiach polskich. Gall Anonim tak pisał: ,,— Za jego (Bolesława Chrobrego) czasów nie tylko komesowie, lecz nawet ogół rycerstwa nosił łańcuchy złote niezmiernej wagi. Damy zaś dworskie tak chodziły obciążone koronami złotymi, naszyjnikami, łańcuchami złotymi, naramiennikami, złotogłowiami i innymi klejnotami — że gdyby ich drudzy nie podtrzymywali, nie mogłyby udźwignąć tego ciężaru kruszców..."

Pewno i nie przesadzał wiele ten pierwszy nasz kronikarz. Rozsiane po całym kraju osady o nazwie Złotniki pochodzą wszak z pierwszych wieków istnienia naszej państwowości i swoją liczebnością świadczyć w pewnym stopniu mogą o rozmiarach tego rzemiosła. Było to rzemiosło służebne, wykonywane na dworze księcia przez chłopów-złotników osiadłych w podegrodzkich wioskach. Takich złotników służebnych spotykamy jeszcze na dworze Bolesława Wstydliwego.

Oczywiście, wiele z tych ozdób i kosztowności, które tak jaśniały w kronikarskim zapisie, niewątpliwie przywieźli do Polski cudzoziemscy kupcy, ściągający tu z Francji, z Włoch, a przede wszystkim z Norymbergi — ówczesnej stolicy europejskiego rzemiosła artystycznego.

Niemniej, trudno przecież przypuszczać, aby w tych czasach nie pracowali także i w Polsce rodzimi mistrzowie złotnicy, skoro wiemy o wielkiej obfitości kruszcu w rękach polskich feudałów, o Bolesławie Krzywoustym, który „szastał złotem”, o kopalniach srebra na Śląsku, eksploatowanych najprawdopodobniej już w XI wieku... Nie znamy jednak ich imion. Nie dochowały się w dokumentach, a zwyczaj sygnowania wyrobu przez złotnika narodził się dopiero znacznie później.

Kraków stolicą sztuki złotniczej

Pierwszym, znanym nam z imienia złotnikiem, jaki pracował na ziemiach polskich był brat Konrad — kaliski zakonnik, żyjący w XIII wieku. Nie Kalisz jednak a Kraków stać się miał rychło kolebką i na długie wieki najsilniejszym ośrodkiem sztuki złotniczej w Polsce.

Sięgające początków czternastego stulecia i zachowane do dziś źródła historyczne wymieniają dość licznych krakowskich złotników: Rein- harda rodem z Florencji, który w 1305 r. pełnił urząd starosty i namiestnika krakowskiego, Obrehta i Henryka, Mikołaja zwanego „Złotniczkiem”, Wilhelma z Olkusza; Michała, który w latach 1345—1350 zasiadał w radzie miejskiej, Henslinusa i Mikołaja Phela...

Dochowały się też świadectwa wysokich umiejętności zawodowych ówczesnych krakowskich złotników. Im to właśnie przypisują historycy sztuki wykonanie zdobionej drogimi kamieniami korony Władysława Łokietka, a także złotych i srebrnych pucharów i dzbanów, którymi rajca miejski Mikołaj Wierzynek obdarował królewskich uczestników głośnej uczty — za co nb. do legendy się dostał, niepomnej, iż szczodrość rzekomego fundatora prosto w kasie miejskiej miała swoje źródło... Z krakowskich pracowni złotniczych także najprawdopodobniej pochodziły liczne sprzęty, precjoza i naczynia liturgiczne, jakimi Kazimierz Wielki tak hojnie obdarowywał katedry i kościoły.

Wolno nam przypuszczać, iż zaczątki cechu złotniczego w Krakowie sięgają czasów nieodległych aktowi lokacji miasta. W każdym razie z 1358 r. pochodzi pewna wzmianka o istnieniu w Krakowie topni kruszcu, gdzie topnicy srebro i złoto w sztaby i blachy przetapiali. W 1370 r. Ludwik Węgierski nadaje krakowskim złotnikom przywilej cechowy. O przywileju tym zresztą nic bliższego nie wiemy, możliwe więc, że był to przywilej wcale już nie pierwszy. Jest to przypuszczenie tym bardziej prawdopodobne, że w czternastowiecznym Krakowie prosperowało już co najmniej kilkadziesiąt złotniczych warsztatów.

Insygnia dla królowej Jadwigi

W 1384 r. krakowscy złotnicy na czele pozostałych cechów witają przybywającą z Węgier na Wawel młodziutką królową Jadwigę. Dla niej też wykonują następnie insygnia koronacyjne: złotą koronę, berło i jabłko królewskie oraz pieczęć majestatyczną. Oni także wykonują bogatą, wysadzaną drogocennymi kamieniami koronę, którą, w dwa lata później, wkłada na skronie pierwszy z kolejnej dynastii polskich królów — Władysław Jagiełło.

Znaczna liczba złotników pracowała na samym Wawelu. Wykonują drogocenne naczynia liturgiczne i niemniej bogate naczynia — jak byśmy je dzisiaj nazwali — ,,użytkowe”; sporządzają ozdobne zapinki, agrafy i wisiory, diademy i naszyjniki, słowem — realizują wszelkie zamówienia królewskiego dworu. Znamy imiona tych mistrzów: Arnold, Brenner, Claus, San, Swindo... Z latami zastępują ich nowi: Bernard, Michał, Zygmunt... Prace ich cechuje wysoki poziom artystyczny, a także wysoka próba kruszcu, z jakiego wykonywano dzieła.

Pozycja złotników w ówczesnym społeczeństwie była stosunkowo wysoka. Mieli prawo do noszenia szabli, cieszyli się przywilejem występowania tuż za szlachtą, a zawsze na czele przedstawicieli wszystkich pozostałych cechów oraz kupiectwa. Z reguły byli też ludźmi zamożnymi, pełniącymi najczęściej wysokie funkcje we władzach miejskich.

1 grudnia - święto złotników

Przywilej z 1475 r. określa, że mistrz złotniczy zatrudniać mógł dwu czeladników i dwu uczniów. Kandydat na majstra złotnika musiał przepracować u mistrza przynajmniej jeden rok, wykonać następnie tzw. „sztukę” (najczęściej: kubek ze złota, pieczęć, pierścień). W późniejszych wiekach okres terminowania przedłużono do lat trzech, a obowiązek wykonania „majstersztyku” zamieniano często na kilkuset-złotową opłatę. Dorocznym świętem cechowym był dzień 1 grudnia — dzień św. Eligiusza, patrona złotników. Wiązał się z nim interesujący obyczaj.

Spośród sierot po mistrzach cechowych wybierano tego dnia niebogatą pannę, stojącą u progu małżeńskiego związku. Starsi cechowi obdarowywali ją pierścieniem i obrączką, inni dorzucali pieniędzy, czasem jakiś klejnot — i tak powstawał tzw. posag św. Eligiusza. Obdarowana nim narzeczona dziękowała złotnikom i zapewniała ich, że jeśli przyszłe małżeństwo doczeka się potomka płci męskiej — niezawodnie przeznaczy go do złotniczego fachu.

Od końca XV wieku cech złotników krakowskich przewodzić poczyna także złotnikom z Kleparza, Stradomia i Kazimierza, a później także z innych miast Polski (wyjąwszy cechy miast śląskich, wielkopolskich i pomorskich). Jego rola i znaczenie wzrasta jeszcze bardziej w XVI wieku, kiedy to złotnictwo, jak i wszelkie inne rzemiosła artystyczne, poczynają przeżywać okres niebywałego rozkwitu. Szczególną sławę wśród krakowskich mistrzów zyskuje sobie wówczas Marcin Marciniec, wybrany nawet w 1515 r. burmistrzem miasta.

Do prac tego utalentowanego artysty i biegłego mistrza swego fachu należy wiele wybitnych i zachowanych po dziś dzieł sztuki złotniczej. Jego autorstwa jest więc m.in. monstrancja wykonana dla kościoła parafialnego w Wieliczce, berło rektorskie Uniwersytetu Jagiellońskiego, krzyż relikwiarzowy kardynała Fryderyka Jagiellończyka, a także, zamówiony przez królową Elżbietę Rakuszankę, relikwiarz puszkowy na głowę św. Stanisława — jeden ze wspanialszych zabytków, przechowywanych dziś w Skarbcu Katedralnym na Wawelu.

Mistrzowie wszystkich gałęzi złotnictwa

Przez Kraków przewijają się mistrzowie, specjalizujący się we wszystkich gałęziach złotnictwa. Od wyrobu biżuterii i naczyń stołowych poczynając, poprzez specjalistów od inkrustacji broni srebrem i złotem, po grawerów i zdobiących złotem oprawy książek. Dość powiedzieć, że tylko w latach 1544—1567 na dworze królewskim na Wawelu pracowało blisko czterdziestu złotników.

Szczególnie Zygmunt August upodobał sobie blask i piękno kunsztownych wyrobów ze srebra i złota, zasypując majstrów dziesiątkami zamówień. On też w 1566 r. utworzył nawet na Wawelu jedną z pierwszych w Europie manufaktur złotniczych, gdzie przy wyrobie precjozów pracowało stale kilkudziesięciu mistrzów i czeladników. Również król Zygmunt III Waza do tego stopnia rozkochany był w złotnictwie, że pod okiem mistrza Redura z Wenecji sam szlifował kamienie i obrabiał złoty kruszec. Jego dziełem jest m in. monstrancja przeznaczona dla katedry w Przemyślu.

Z końcem XVI wieku przemijać poczyna świetny okres krakowskich złotników. Znacznie spada zapotrzebowanie na ich usługi, co niewątpliwie wiąże się także z przenosinami królewskiego dworu do Warszawy. Odtąd poczynają przewodzić pracownie złotnicze nowej stolicy, ożywiają się ośrodki sztuki złotniczej we Wrocławiu i Gdańsku. Wojny, pożary, upadek ekonomiczny kraju, a potem utrata bytu państwowego powodują coraz mniejsze zapotrzebowanie na przedmioty zbytku, a przede wszystkim na złotą biżuterię i bogate zastawy stołowe. Rozwija się za to masowa, fabryczna produkcja srebrnych sztućców, z którą coraz ciężej jest już konkurować nielicznej w XIX wieku rzeszy krakowskich złotników. Nie rezygnują oni jednak z oryginalnego wzornictwa, misterności ornamentacji, precyzji wykonania.

Mistrzowie polskiej sztuki złotnictwa

W grupie dziewiętnastowiecznych krakowskich artystów złotniczego fachu poczesne miejsce zajmuje m.in. Władysław Glixelli, autor szeregu wybitnych prac, za które otrzymał w 1870 r. medal na wystawie krakowskiej. Z jego też pracowni pochodzi berło, jakie miasto Kraków ofiarowało w dowód zasług Janowi Matejce. Wybitnym złotnikiem tej epoki był również Franciszek Kwaśniewski, laureat wystawy w Czerniowcach w 1887 r., o dziełach którego, pełnych jubilerskiego kunsztu, entuzjastycznie rozpisywała się ówczesna prasa.

Wysoce utalentowanym artystą był także Józef Nałęcz Hakowski, łączący sztukę jubilersko-złotniczą z upodobaniami do cyzelerstwa i brązownictwa. Uczestnik powstania styczniowego, uczeń złotników warszawskich, terminator w pracowniach Wiednia, Paryża i Genewy, majster w Londynie — osiadł na stałe w Krakowie, gdzie wykonuje wiele znakomitych prac, m.in. wzorowane na obrazach Jana Matejki płaskorzeźby w srebrze: ,,Kościuszko pod Racławicami” i ,,Sobieski pod Wiedniem”. Ta ostatnia płaskorzeźba od 1901 r. eksponowana jest w Katedrze Wawelskiej.

Lata przed drugą wojną światową nie wnoszą ożywienia w jubilerskim fachu. W Krakowie pracuje podówczas kilkanaście jubilerskich warsztatów; pracują firmy specjalizujące się w wykonywaniu srebrnej zastawy stołowej: ozdobnych tac, cukiernic i sztućców a także lichtarzy. Ozdoby ze srebra nie cieszą się większym powodzeniem — moda na nie przeminęła wraz z secesją i „nową sztuką”, która elegantkom z początku wieku nakazywała stroić się w srebro.

 

Polecamy również: Swarovski - historia marki

Dowiedz się jak rozpoznać kamień szlachetny

Sprawdź horoskop Majów i dowiedz się jaki kamień szlachetny wybrać